piątek, 13 stycznia 2012

Trochę wspomnień.

6 miejsce PIN'u, jako albumu roku, skłoniło mnie do ponownego zetknięcia się z FOS'em.
Łapie się na sentymentalnym wspominaniu, wzruszaniu. Przeglądając książeczkę z płyty widzę te podpisy: "Dla Patrycji" - pisał Seb, "Alek", "Pati AndrzejL...", "Seb"... Podziękowania od chłopaków i zdanie Alka : "Gdyby nie Wy nie byłbym Ja." Porywa mnie... jest kwintesencją, nie tylko Alka ale i wszystkich. Gdyby nie oni, gdyby nie fani, nie byłoby PIN, FC, koncertów, przyjaźni... Ostatnio PIN był daaleko ode mnie. Brak koncertów, słaby odzew chłopaków. Wszystko składa się na lekkie zapomnienie. Postanowiłam sobie zrobić wieczorek z PINową  muzyką. Boże kiedy ja ostatnio słuchałam "Ja wiem, że są"... (a wiem, że są:D) "Dziewczyna nie dla mnie"... Zatracona w wirze codzienności nie mam czasu na to. Do tego dochodzą nowe fascynacje muzyczne: Manchester, NeLL, Finsky...  Ale to i tak nie "to". To owe "to" ma tylko PIN. I o tym pamiętam zawsze. Żadna muzyka mnie tak nie porywa, żadni ludzie... Tylko oni. 
Trochę z potrzeby serca powstała ta notka... 
Dziękuje za PIN.

I chce koncerty! Was wszystkich! Tylko tam jestem sobą na prawdę.

środa, 19 października 2011

YejkowoPinowo.

Kilka dni po PINDay, czyli spotkaniu fanów i koncercie w Świerczyńcu przypuszczałam, że nie spotka mnie nic lepszego. Spotkało coś równie wspaniałego... Koncert w Chorzowskim ChCK. A w zasadzie dwa koncerty.  Jeden zespołu Yejku, drugi to oczywiście PIN.

Czwartek.

Cały czas radości z koncertów zaczął się w zasadzie już w czwartek. Wraz z Madzią, z poważnymi humorami wybrałyśmy się na trip po Kato. "-Idziemy do SCC? -Nie. Nienawidzę SCC". Kocham siebie za tą odpowiedź, gdyż jej konsekwencją było spotkanie Alka. Po tak długiej przerwie! Ponad miesięcznej. Ale może po kolei. Gdy z Madzią sie spotkałyśmy wiadome było, że jak nie SCC, nie u mnie to PIN studio. Miałyśmy miłe wspomnienia z sierpnia... jedno spotkanie Alka, spotkanie z fanami... Chciałyśmy powspominać i wrzucić na luz w tym ciężkim okresie. Gdy doszłyśmy na miejsce usiadłyśmy standardowo na schodach, zaczęłyśmy konwersacje, wspomnienia. W pewnym momencie Magda powiedziała "Alek". Oniemiałam. Zamarłam. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko jego sylwetkę wchodzącą do studia. Deja vu? Nie! To na prawdę on... I co teraz. Ja za niedługo powinnam wracać, zimno. Nie wiadomo ile on tam będzie. No nic... jak nie wyjdzie do pewnego momentu to idziemy. W końcu i tak będziemy widzieć się we wtorek i w poniedziałek chyba... pomyślałam. Na nasze szczęście Alek nie długo był w owym studiu. Gdy wychodził Magda zaczęła machać mu. Wtedy poczułam się niezręcznie. To wygląda jak śledzenie? Przecież my tam na prawdę tylko przypadkiem... na poprawę humoru. Szczęście chciało, że Olo jest wyrozumiałym człowiekiem i zrozumiał... chyba. :) W końcu trzeba było ruszyć cztery litery i podejść... No to podeszłyśmy. Pogadaliśmy. Treść tych rozmów zachowam dla siebie... ;) Ale dowiedziałyśmy się, że Alek będzie w poniedziałek na koncercie Yejku. To bardzo nas ucieszyło. W końcu trzeba było wracać. Poza tym było zimno... bardzo zimno. A Aleksander był w samej bluzie. No cóż...  dzięki za i tak duże poświecenie, czyli stanie w tym chłodzie... Gdy rozeszliśmy się, Madzia musiała wracać. Ja też powinnam bo w piątek miałam wewnętrzny z prawka... uczyć się trzeba było.

Piątek, sobota, niedziela, czyli nauka, myślenie, nauka, obijanie, nauka, radość z poniedziałku i wtorku.

Poniedziałek.

Mój dzień zaczął się od 11:30, czyli chwili  zadzwonienia dzwonka na pierwszą lekcje. Potem poszło szybko... dwa niemieckie, przełożona krtk, odwołany WOK co mnie ucieszyło... o 13:40 byłam już w domu i zaczęłam przygotowania do koncertu Yejku. Niestety o 15 musiałam powrócić do szkoły. Dodatkowy WOS zobowiązuje. Na szczęście napisanie testu zajęło mi 25 minut. Po powrocie po godzinie 16 czekałam tylko na 17 i wyjazd do Chorzowa. Szybki transport, i byłam już na rynku (komunikacją miejską żeby nie było). Poczekałam 10 minut na Madzie i ruszyłyśmy ku ChCK... totalnie nie wiedząc czego się spodziewać... na pewno Leona, Erwina i Alka. Ale sam koncert? Folk i my? Niee... A jednak.
Zespół "Madzie" Madzi nie zachwycił... mnie zresztą też. Zbyt folkowe... dwie skrzypaczki i akordeonista. Za mało. Ale kolejnym zespołem było ukraińskie KANA. Rewelacja! Nóżka chodziła... ciało nie mogło niestety. Po tak spędzonej godzinie pojawiły się one... p. Marzena i p.Ala. + Erwin, Leo, Janek i czwarty pan o imieniu X. Poruszyli mnie totalnie. Teksty faktycznie feministyczne, jak mówił Alek. Chwilami z Madzią nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu... w dobrym tego słowa znaczeniu. Jak dla mnie warstwa tekstowa rewelacja! Owszem, że jest kilka folkowych tekstów... one pozostają neutralne. Nie burzą mojej opinio o Yejku. Jedyne czego chce od tego zespołu to... koncertu plenerowego, na którym poskaczę! Zazdrościłam szczególnie p.Ali, że sobie skaczę, tańczy... p.Marzena była trochę unieruchomiona skrzypcami, ale też dawała radę. Przede wszystkim podziwiam je za spędzenie ponad godziny na szpilkach... na samą myśl mnie bolą nogi...
Po koncercie trzeba było się powoli zwijać. Ale nie tak prędko... Chciałyśmy poczekać na Leona, porozmawiać... ostatecznie wyszłyśmy jako jedne z ostatnich. Leona nie dorwałyśmy, za to Alek się do nas dołączył w wolniejszej chwili. Za co mu wielkie dzięki! To już drugi raz tego dnia. Jak zobaczył nas po tym jak oddałyśmy rzeczy do szatni podszedł, po koncercie. Miło się zrobiło na serduchu... Szczególnie gdy dziękował za to,  że tam byłyśmy. Ostatecznie to my im powinnyśmy dziękować... No ale ciepło na sercu dalej trwa.

Wtorek.

Jeszcze nie doszłam do siebie po Yejku a już była 6 rano i pobudka... 7:10 szkoła... na szczęście do 10:30. Uf. Myślami byłam już pod ChCKiem. Do godziny 17 czas wydłużał się niemiłosiernie. W końcu Gunia dojechała i doszła do mnie... zjadła coś i w drogę!  Do ChCK weszłam z napojem energetyzującym. Spać się chciało niezmiernie! Ale gdy zobaczyłam Madzialene mordka mi się ucieszyła;D Zaraz potem reszta pinfanek... to mnie ucieszyło totalnie. Zaczęły się konwersacje, oczekiwanie, śmiechy. Ogółem byłam wśród swoich. Nic tylko się radować. Radowałam przez kilka godzin! Koncert był energetyczny. Dwie albo trzy piosenki przesiedziane... reszta wyskakana, wydarta. Się chopaki dla nas postarali. Wszystkie piosenki z 3 płyty! Świtanie, które męczyło nas od kilku koncertów w końcu zabrzmiało w naszych uszach. Ucieszyło wszystkich prawdziwych pinfanów. Mnie i Madzialene chyba szczególnie. Łączy się ta piosenka z naszym prezentem dla Alka. Jak sobie teraz myślę, ze wymyśliłam coś... zmaterializowałam to ogarnia mnie radość. Pomysł na prezent dla Alka pt. "Świtanie" olśniło mnie podczas miesięcznego-wakacyjnego pobytu w górach. Byłaś światkiem rewelacyjnego świtania. Miałam okazje je zmaterializować tam na miejscu za pomocą szkła i farbek. Owa praca dotarła do Alka ale... zaginiona została w akcji. Tą oto drogą dedukcji wraz z Madzialeną doszłyśmy do wniosku, że kontynuujemy pomysł bo fajny. Wymyśliłyśmy to i owo i tak powstało nowe, cztery razy większe świtanie. Alkowi chyba się spodobało wczoraj;D Może go oświeci... on i Madzia już dobrze wiedzą w czym. Wracając do koncertu i całego tego dnia. Myślałam, że akumulatorki doładowałam ale... chyba je mam rozwalone. Powinny być non stop w ładowarce, którą jest PIN ponieważ dziś nie potrafię funkcjonować. Nie ma czego się chwycić. W lato było... kilka koncertów w czerwcu, wyczekiwanie sierpnia... po sierpniu czekanie na październik... teraz nie ma. Pustka. To jak oni mnie rozbijają jest niemożliwe. Dobrze, że są dziewczyny. Szczególnie Madzialena i Karina. Wielkie dzięki im za to!
Ok moje opowieści... Wspaniałym momentem było oglądanie p.Kasi i Andrzeja. Było to rewelacyjne. Ta czułość, duet... nie tylko sceniczny ale i życiowy. Również fajnym było oglądanie Alka i jego synów. Miłości na tym koncercie było pełno. Chłopaki na koncercie, my... ich rodziny. Wszystko idealnie. Zero krępowania się swoimi ruchami. Interakcja z chłopakami... szczególnie z Alkiem i Andrzejem. Seby po naszej stornie było mało... chociaż przyszedł raz... było rewelacyjne. Ja, Magda i Karina w stronę Alka, a on w naszą... i my na niego łapki on na nas... potem podziękował nam haha! To było świetne... Andrzej, który patrzył się w moje oczy... podszedł i zachęcił Madzie do śpiewania w mikrofon. Gdy Erwin usiadł na scenie i dzieciaczki były w około. Andrzej i Alek, którzy zeszli ze sceny do nas... Czysta magia... Potem rozmowy, wspomnienia. Nie zapisze ich tu bo są trochę intymne... To tyle... amen.
Standardowo podziękowania:
-Karinie za wspólną zabawę pod sceną i za to, że jest...
-Bożenie za oscypki, słowo otuchy, wspólną podróż kochaną komunikacją miejską;)
-PINLady, Agigowi, Gunii za zabawę początkową;d potem znikłyście mi z oczu:(.
-Całej reszcie dziewczyn! Wszystkim PINfanką, ludziom tam zebranym, rodzinom chłopaków... to było dla nich motorem a dla mnie osobiście wspaniałą zabawą i ciekawym przeżyciem.
-Chłopakom: Andrzejowi za "coś mnie ciągnie", za śpiew, za wszystko. Leonowi, Erwinowi za Yejku i PIN, Sebie za gitarę i nie olanie nas...
-Najważniejsze podziękowania są oczywiście dla Magdy. Gdyby nie ona nie byłoby czwartku, poniedziałku, tak świetnej zabawy pod sceną. Tradycyjnego odlotu... i ona wie!
-Kolejne najważniejsze i już ostatnie są znów dla Alka. Za cały czas poświęcony w czwartek, poniedziałek, za słowa i przede wszystkim za zaufanie...

piątek, 23 września 2011

Inne fascynacje muzyczne.

Człowiek nie powinien zamykać się w jednym gatunku muzycznym, w jednym zespole. Szufladkowanie jest niewskazane ponieważ nas ogranicza.

Tak więc by nie ograniczać się do PINu (tylko) napiszę dziś o kilku innych zespołach, które ostatnio mocno mnie inspirują. Jako pierwszy przedstawię Queen. Po miesięcznym pobycie w sanatorium lepiej poznałam Queen. Wiedziałam też, że Andrzej się nimi interesuje. By przybliżyć sobie gust muzyczny chłopaków (w tym przypadku Endiego) dałam się temu porwać. Miesiąc wystarczył... Gdy wróciłam do domu obejrzałam dodatkowo film o Freddiem pt.: Freddie Mercury - The Untold Story. Przedstawienie tam osobowości tego pana mnie olśniło. Zapragnęłam znaleźć się na ich koncercie... z Freddiem na czele! Niestety jak wiemy to już nie możliwe. Może kiedyś w niebie dla nas zagrają :)...

Kolejnym zespołem jest... UniverseTo moja ostatnia fascynacja. Sprzed dosłownie tygodnia. Chodzę i czytam książki pożyczone przez PINKarinę. Do tego słucham piosenek. Totalnie zauroczyła mnie twórczość Mirka i Henia. Niestety to kolejny zespół, na którego koncercie nie będę mogła być. Mam na myśli w pełni... Brak tam Mirka i jego osobowości... Obecnie jestem na etapie wyrabiania sobie ostatecznego zdania. Gdy go wyrobię napisze więcej...

Na tej liście jest też Video. Do tej formacji przekonała mnie w dużym stopniu Madzialena. Przedtem lubiłam ich... ale bez większego zaangażowania. Dziś jestem na etapie fascynowania się Budyniem oraz całym zespołem i ich wariacjami. Jest to coś innego. Swego rodzaju drwina, która pociąga. Drwina z rzeczywistości. Dystans... przedstawiony w innej formie. Jeszcze nie miałam okazji być na ich koncercie ale bardzo się szykuje na takowy. Wiem, że to będzie jedna, wielka energia.

Moją listę zapełni też zespół Zakopower. Po koncercie patrze na nich inaczej. Są świetnym, zgranym zespołem z niezłą, góralską energią. Grają folk mieszany z popem. Folklorem nie interesowałam się zbytnio. Nawet za nim nie przepadałam, lecz oni mnie przekonują...w 100%. O samym folklorze napiszę kiedy indziej... A będzie ku temu okazja :).

Moją listę zamyka zespół A-ha, który najbardziej, ze wszystkich powyżej mnie porwał. Głównie to zasługa przypadku i... Alka. Pewnego dnia, już po zlocie, śmigałam po youtube. Przypadkiem w propozycjach wyskoczyło A-ha - Lifelines. Myśl, że chcę poznać bliżej gust chłopaków, myśl, że Alek lubi A-ha... siłą rzeczy odpaliłam tę ścieżkę i zatopiłam się. Przesłuchałam całą płytę i doznałam szoku. Rewelacja! A-ha do tej pory znałam głównie z piosenki Take on me... Od tej pory zmieniły mi się skojarzenia.

Teraz przedstawię listę piosenek do polecenia:
  1. Bezkonkurencyjnie A-ha - Lifelines i Velvet 
  2. Video - Asele
  3. Universe - Mijam jak deszcz
  4. Zakopower - Nie, bo nie
  5. Queen - Let me live.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

PINDay


Jeśli powiem, że był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu to skłamię? Sądzę, że nie…, PINDay – bo tak nazwałam w myślach 28 sierpień 2011 roku, był jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu. Było to spotkanie z ludźmi, którzy dają mi radość, na co dzień, spotkanie ze znajomymi jak i z przyjaciółmi, których dzięki PIN poznałam.

I część to SPOTKANIE.
(nie użyję słowa zlot, bo brzmi to dziwnie…)

Samym początkiem było to, że…  nie potrafiłam spać w nocy. Nie wiem czy to emocje czy zwykła bezsenność, która czasem skutecznie zatruwa mi życie. Mianowicie nie wyspałam się. Pierwszą myślą było to jak ja pociągnę te kilkanaście godzin z takimi emocjami. W końcu wstałam z łóżka i zaczęłam się przysłowiowo „ogarniać”. Zajęło mi to kilka dłuższych chwil, które umknęły bardzo szybko. Nim zdążyłam spojrzeć dobrze na zegarek było po 10. Ostatnie krzątanie po domu i w drogę. Dotarłam do Ronda, potem na przystanek Korfantego.  Tam były już Madzia, Aga, dziewczyny z Opola. Kilka dłuższych chwil poczekałyśmy na Gunię i Bożenę, Karinę a na końcu na Ogórka. Jako, że Katowice są moim miastem przypadła mi rola przewodnika, tak, więc zwartą grupką dotarłyśmy pod Plac Sejmu Śląskiego. Tam rozproszyłyśmy się na szeeerokich schodach. Po kilku chwilach była z nas niezła grupka. Następnie przyjechała Sylwia, Aga, Skrzat i nasz rodzyneczek Andrzejek. Czas do godziny 13 minął na wkupywaniu przyPINek, zdjęciach, rozmowach, oglądaniu prezentów dla chłopaków. Weszliśmy do klubu, usadowiliśmy się na fotelach (bardzo fajnych!:d) i oczekiwaliśmy naszych panów. Oczywiście się spóźniali… wyliczyłam im aż 11 minut spóźnienia. Jak potem się okazało nadrobili to z nawiązką J. Gdy prężnym krokiem weszli i zajęli swe miejsca sala swe oczy skierowała na nich. Przywitali się, zagrali kilka kawałków. Koncerty akustyczne są takie nastrojowe, intymne wręcz. Widać, że chłopakom grało się dobrze. Z mojej perspektywy dla Andrzeja koncerty akustyczne są najprzyjemniejsze. Dla Alka chyba ciupkę mniej. Gdy grał jakieś szybsze kawałki aż cały się ruszał. Chwilami wstawał z krzesła. Osobiście bardziej widzę go w koncertach plenerowych gdzie prezentuje swe „wyginam śmiało ciało” w całek okazałości. Oczywiście koncerty akustyczne też są świetne gdyż są lepszą karmą dla duszy. Wracając do spotkania. Po kilku piosenkach fani mieli czas na zadawanie pytań… Były one różne. Jedni pytali o historię piosenek, drudzy o to, co daje chłopakom wspólna praca etc. Ja osobiście spytałam Andrzeja o to ile ma oktaw w głosie. Po pytaniach, graniu, jedzeniu przepysznego ciasta przyszła pora na to by chłopacy również coś zjedli i napili się. Udali się w stronę baru gdzie Alek napełnił karafkę do wina… piwem. Kolejnym punktem były osobiste rozmowy, autografy, zdjęcia. Tak trwało to dobrą ponad godzinę. Spotkanie miało trwać do 15:30 max. A trwało do okolic 17.
Osobiście bardzo mi się podobało. Były to fajne emocje. Spotkanie z chłopakami w „naszym – foremkowym” gronie a nie z przypadkowymi osobami tle. Wiele się dowiedziałam o chłopakach, o ich spojrzeniu na świat.

II część pt.: „Świerczyniec”.

Po spotkaniu poszłyśmy do mnie na obiad. Te 1,5h zleciało niczym sekunda. Ledwo zdążyłam się przebrać, zjeść, porozmawiać z dziewczynami a już trzeba było wychodzić na busik. Dołączyła do nas Bożena. Dojechałyśmy do dworca i podreptałyśmy znów pod Plac Sejmy Śląskiego. Tam poczekałyśmy kilkanaście minut na busik i Agę z Andrzejkiem. Podróż do samego Świerczyńca trwała dla mnie kilka chwil. Tam wysiadłyśmy i szybkim krokiem poszłyśmy z Gunią i Madzią zająć ostatnie miejsca w pierwszym rzędzie. Udało się… zajęłyśmy. Po chwili doszła do mnie myśl, że będziemy dosłownie naprzeciwko Alka. Ucieszyło mnie i Madzię szczególnie. Jak się potem okazało opłacało się tam stać. Uśmiech Alka podczas koncertu w naszą stronę niezapomniany. Widać, że sprawia mu widok bawiących się ludzi. Były momenty, gdy wręcz klękał przed swymi klawiszami… klawiszami jak się wczuwał podczas Odlotu. Niebo! Pokazywać, że aż tak kocha się muzykę. Seba również nieźle dawał radę…;) Jego gra gitarą na stojaku od mikrofonu przejdzie do historii w mej głowie. Solówka Leo na perkusji! Erwin na basie! Endi i jego zabawa głosem. Pięknie! Dowodem na dobrą zabawę jest kilka faktów: ledwo, co mówię, po trzeciej piosence już zdjęłam sweter i byłam na krótkim rękawku, bo było mi zbyt ciepło, policzki bolące z uśmiechu. Chłopaki dali dwa bisy z trzema piosenkami… w tym daawno niewidziana improwizacja! Po koncercie większość FC stała i czekała na Leo, Erwina i panów technicznych. Im też trzeba było wręczyć statuetki, podziękować za pracę. Gdyby nie oni wszystkie koncerty by albo się nie odbyły albo były by robione na źle zainstalowanym sprzęcie. Oczywiście pan Bryś też dostał podziękowania. Ostatecznie był to też jego dzień… dzień menadżera! Gdy już wręczyliśmy statuetki foremek, podziękowaliśmy można było pogadać chwilkę z chłopakami. Niestety nie trwało to zbyt długo, bo trzeba było wracać. Na szczęście dzięki Ali mam plakat, którzy pinowcy mieli pod CHCK. Rozdawali go tam. Podpisał się tylko Alek, bo tylko go udało mi się dorwać. Reszta panów była otoczona dużą grupką lidzi… może niektórzy z nich to przyszli pinfani…;)

Droga powrotna również minęła w mgnieniu oka. Dojechałyśmy na Plac Sejmu Śląskiego i powędrowałyśmy w stronę centrum. Część z nas poszła na pociąg, Aga z Andrzejkiem na Mickiewicza a my z Madzią i Gunią do mnie…

DZIĘKUJE WAM WSZYSTKIM.
To był naprawdę jeden z piękniejszych dni. Dowody na to mam w sercu, w głowie. Radość do teraz mnie rozpromienia.

A dziękuję przede wszystkim:
-Agnieszce, Sylwii za organizację. To naprawę dużo jak dla nas.
-Madzi, Gunii za świetną zabawę pod sceną i nie tylko…;d
-Skrzatowi za możliwość wręczenia Alkowi statuetki. Było to dla mnie niezapomniane gdyż Alka cenie sobie najbardziej. Oraz również za „ogarnianie” tego zlotu.
-Całej reszcie foremek za rozmowy. Szczególnie Ogórasowi i Karinie (ciapo jedna! <3).
-Alkowi za wszystkie słowa: żartobliwe, poważne, inspirujące, zastanawiające…
-reszcie PINpanów za caałą resztę…


DZIĘKUJE!

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Na nowo.

Na nowo zaczynam działalność blogowo-pinową.
Mój poprzedni blog przestał spełniać moje wymagania... chodzi o funkcjonalność.
POPRZEDNI BLOG


Tutaj funkcjonalność jest prosta. Mamy zakładki u góry, z których jasno wynika co, jak i gdzie.
W zakładce:
  • PIN znajduje się historia zespołu (moimi oczami). 
  • ENDI sylwetka Andrzeja Lamperta.
  • ALEK osoba Aleksandra Woźniaka.
  • SEB przedstawienie Sebastiana Kowola.
W pozostałych zakładkach, jakimi są GALERIAKONCERTY, będę przedstawiać relacje z koncertów, spotkań z chłopakami. Wszystko to będzie opisane z mojej perspektywy.

W najbliższej przyszłości dojdzie jeszcze jedna zakładka pt. MOJE. Będą tam przemyślenia, refleksje, pomysły... czyli PINowy miszmasz moich myśli.